íà ãëàâíóþ | âîéòè | ðåãèñòðàöèÿ | DMCA | êîíòàêòû | ñïðàâêà | donate |      

A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z
À Á Â Ã Ä Å Æ Ç È É Ê Ë Ì Í Î Ï Ð Ñ Ò Ó Ô Õ Ö × Ø Ù Ý Þ ß


ìîÿ ïîëêà | æàíðû | ðåêîìåíäóåì | ðåéòèíã êíèã | ðåéòèíã àâòîðîâ | âïå÷àòëåíèÿ | íîâîå | ôîðóì | ñáîðíèêè | ÷èòàëêè | àâòîðàì | äîáàâèòü



ROZDZIAL DZIESIATY

Po pogrzebie faraona Egipt wr'ocil do zwyklego trybu zycia, a Ramzes XIII do spraw pa'nstwowych. Nowy wladca w miesiacu Epifi (kwiecie'n-maj) zwiedzil miasta polozone za Tebami wzdluz Nilu. Byl wiec w Sni, mie'scie bardzo przemyslowym i handlowym, gdzie znajdowala sie 'swiatynia Knepha, czyli „duszy 'swiata”. Zwiedzil Edfu, kt'orego 'swiatynia, o dziesieciopietrowych pylonach, posiadala ogromna biblioteke papyrus'ow, a na 'scianach miala wypisana i wymalowana jakby encyklopedie 'owczesnej jeografii, astronomii i teologii. Wstapil do lom'ow kamienia w Chennu; w Nubii, czyli Kom Ombo, zlozyl ofiary Horusowi, bogu 'swiatla, i Sebekowi, kt'ory jest duchem ciemno'sci. Byl na wyspie Ab, kt'ora miedzy czarnymi skalami wygladala jak szmaragd, rodzila najlepsze daktyle i nazywala sie stolica sloni'ow; tam bowiem koncentrowal sie handel ko'scia sloniowa. Wstapil wreszcie do miasta Sunnu, polozonego przy pierwszej katarakcie Nilowej, i zwiedzil olbrzymie kopalnie granitu tudziez sjenitu, w kt'orych lupano skaly za pomoca klin'ow napojonych woda i wyciosywano obeliski na dziewie'c pietr wysokie.

Gdziekolwiek ukazal sie nowy pan Egiptu, poddani witali go z szalonym zapalem. Nawet pracujacy w kopalniach przestepcy, kt'orych cialo bylo pokryte nie zagojonymi ranami, nawet ci zaznali szcze'scia: faraon bowiem na trzy dni kazal uwolni'c ich od roboty.

Ramzes XIII m'ogl by'c zadowolony i dumny: zaden bowiem faraon nawet w czasie triumfalnego wjazdu nie byl przyjmowany tak jak on w swojej pokojowej przejazdzce. Totez nomarchowie, pisarze i arcykaplani widzac bezgraniczne przywiazanie ludu do nowego faraona ugieli sie przed jego wladza i miedzy soba szeptali:

— Posp'olstwo jest jak stado byk'ow, a my jak roztropne i gospodarne mr'owki. Czcijmy wiec nowego pana, aby'smy cieszyli sie zdrowiem i ochronili nasze domy od zniszczenia.

Tym sposobem opozycja dostojnik'ow, jeszcze przed kilkoma miesiacami bardzo silna, dzi's umilkla i ustapila miejsca nieograniczonej pokorze. Cala arystokracja, cale kapla'nstwo upadlo na twarz przed Ramzesem XIII; tylko Mefres i Herhor pozostali nieugieci.

Totez kiedy faraon wr'ocil z Sunnu do Teb'ow, zaraz pierwszego dnia wielki skarbnik przyni'osl mu dwie niepomy'slne wiadomo'sci.

— Wszystkie 'swiatynie — rzekl — odm'owily skarbowi kredytu i najpokorniej blagaja wasza 'swiatobliwo's'c, aby w ciagu dwu lat rozkazal wyplaci'c pozyczone od nich sumy…

— Rozumiem — odparl wladca — to robota 'swietego Mefresa!.. Ilez jeste'smy im winni?

— Z pie'cdziesiat tysiecy talent'ow.

— Pie'cdziesiat tysiecy talent'ow mamy splaci'c w ciagu dwu lat!.. — powt'orzyl faraon. — No, a co jeszcze?..

— Podatki wplywaja bardzo opieszale — m'owil skarbnik. — Od trzech miesiecy dostajemy zaledwie czwarta cze's'c tego, co nam sie nalezy…

— C'oz sie to stalo?…

Skarbnik byl zaklopotany.

— Slyszalem — rzekl — iz jacy's ludzie tlomacza chlopom, ze za panowania waszej 'swiatobliwo'sci moga nie placi'c podatk'ow…

— Oho! ho… — zawolal 'smiejac sie Ramzes — owi jacy's ludzie wydaja mi sie bardzo podobnymi do dostojnego Herhora… C'oz to, chce on mnie zamorzy'c glodem?…

Czymze pokrywacie wydatki biezace? — spytal.

— Z rozkazu Hirama pozyczaja nam Fenicjanie — odpowiedzial skarbnik. — Wzieli'smy juz o'sm tysiecy talent'ow…

— A kwity dajecie im?

— I kwity, i zastawy… — westchnal skarbnik. — Oni m'owia, ze to prosta formalno's'c; niemniej osiedlaja sie na folwarkach waszej 'swiatobliwo'sci i zabieraja chlopom, co sie da…

Upojony przyjeciem ze strony ludu i pokora magnat'ow, faraon juz nawet nie gniewal sie na Herhora i Mefresa. Czas gniew'ow minal, nadeszla chwila dzialania, i Ramzes tego samego dnia ulozyl plan.

Nazajutrz wezwal ludzi najbardziej zaufanych: arcykaplana Sema, proroka Pentuera, ulubie'nca Tutmozisa i Fenicjanina Hirama. A gdy zebrali sie, rzekl:

— Zapewne wiecie, ze 'swiatynie zazadaly, abym zwr'ocil im fundusze, kt'ore pozyczyl od nich m'oj wiecznie zyjacy ojciec. Kazdy dlug jest 'swietym, ten za's, kt'ory nalezy sie bogom, rad bym splaci'c najpierwej. Ale skarb m'oj jest pusty, bo nawet podatki nieregularnie wplywaja…

Z tego powodu uwazam, ze pa'nstwo jest w niebezpiecze'nstwie, i, — jestem zmuszony zwr'oci'c sie po fundusze do skarb'ow przechowywanych w Labiryncie.

Dwaj kaplani niespokojnie poruszyli sie.

— Wiem — ciagnal faraon — ze wedlug naszych 'swietych praw, m'oj dekret nie wystarczy do otworzenia nam piwnic Labiryntu. Lecz kaplani tamtejsi obja'snili mnie: co powinienem zrobi'c? Oto — musze zwola'c przedstawicieli wszystkich stan'ow Egiptu, po trzynastu ludzi z kazdego stanu, i uzyska'c od nich potwierdzenie mojej woli…

Faraon w tym miejscu u'smiechnal sie i zako'nczyl:

— Dzi's wezwalem was, aby'scie mi pomogli zwola'c to zgromadzenie stan'ow, i oto, co wam rozkazuje:

Ty, dostojny Semie, wybierzesz mi trzynastu kaplan'ow i trzynastu nomarch'ow… Ty, pobozny Pentuerze, sprowadzisz z r'oznych nomes'ow trzynastu rolnik'ow i trzynastu rzemie'slnik'ow… Tutmozis dostarczy trzynastu oficer'ow i trzynastu szlachty, a ksiaze Hiram zajmie sie tym, azebym mial trzynastu kupc'ow.

Zycze sobie, azeby zgromadzenie to jak najpredzej zebralo sie w moim palacu w Memfis i nie tracac czasu na pr'oznym gadaniu uznalo, ze Labirynt powinien dostarczy'c fundusz'ow memu skarbowi…

— O'smiele sie przypomnie'c waszej 'swiatobliwo'sci — wtracil arcykaplan Sem — ze na tym zgromadzeniu musza by'c: dostojny Herhor i dostojny Mefres, i ze sluzy im prawo, a nawet maja obowiazek sprzeciwia'c sie naruszeniu skarbca w Labiryncie.

— Owszem, zgadzam sie na to najzupelniej! — zywo odparl faraon. — Oni powiedza swoje powody, ja moje. Za's zgromadzenie osadzi: czy moze istnie'c pa'nstwo bez pieniedzy i czy jest rozsadnie dusi'c skarby w piwnicach, podczas gdy rzadowi grozi bankructwo?

— Kilkoma szafirami z tych, jakie leza w Labiryncie, mozna by splaci'c wszystkie dlugi fenickie!.. — rzekl Hiram. — Ja zaraz ide miedzy kupc'ow i wnet dostarcze nie trzynastu, ale trzyna'scie tysiecy takich, kt'orzy beda glosowali na rozkazy waszej 'swiatobliwo'sci…

To powiedziawszy Fenicjanin upadl na ziemie i pozegnal wladce.

Gdy Hiram wyszedl, arcykaplan Sem odezwal sie:

— Nie wiem, czy dobrze stalo sie, ze na tej naradzie byl cudzoziemiec?

— Musial by'c!.. — zawolal faraon. — Bo on nie tylko ma wielki wplyw na naszych kupc'ow, ale, co wazniejsza, on dzi's dostarcza nam pieniedzy… Chcialem go przekona'c, ze my'sle o jego nalezno'sciach i mam 'srodki do pokrycia ich…

Nastalo milczenie, z kt'orego skorzystal Pentuer m'owiac:

— Jezeli wasza 'swiatobliwo's'c pozwoli, ja zaraz wyjade, azeby zaja'c sie zgromadzeniem rolnik'ow i rzemie'slnik'ow. Wszyscy oni beda glosowali za naszym panem, ale spo'sr'od mn'ostwa trzeba wybra'c najmedrszych.

Pozegnal faraona i wyszedl.

— A ty, Tutmozisie?… — spytal Ramzes.

— Panie m'oj — rzekl ulubieniec — jestem tak pewny twojej szlachty i wojska, ze zamiast m'owi'c o nich o'smiele sie zanie's'c do ciebie moja wlasna pro'sbe…

— Chcesz pieniedzy?

— Wcale nie. Chce zeni'c sie…

— Ty?… — zawolal faraon. — Kt'oraz kobieta zasluzyla u bog'ow na podobne szcze'scie?

— Jest to piekna Hebron, c'orka najdostojniejszego nomarchy teba'nskiego — Antefa… — odparl 'smiejac sie Tutmozis. — Jezeli wasza 'swiatobliwo's'c raczysz o'swiadczy'c mnie tej czcigodnej rodzinie… Chcialem powiedzie'c, ze moja milo's'c dla was zwiekszy sie… ale dam spok'oj, bo sklamalbym…

Faraon poklepal go po ramieniu.

— No… no!.. tylko mnie nie zapewniaj o tym, czego jestem pewny — rzekl. — Pojade jutro do Antefa i, przez bogi, zdaje mi sie, ze w ciagu kilku dni urzadze ci wesele. A teraz mozesz i's'c do swojej Hebron…

Zostawszy z jednym tylko Semem, jego 'swiatobliwo's'c zapytal:

— Oblicze twoje jest ponure… Czy watpisz, aby znalazlo sie trzynastu kaplan'ow gotowych spelni'c moje rozkazy?…

— Jestem pewny — odpowiedzial Sem — ze prawie wszyscy kaplani i nomarchowie zrobia to, co bedzie potrzebne do szcze'scia Egiptu i zadowolenia waszej 'swiatobliwo'sci… Racz jednak nie zapomina'c, panie, ze gdy chodzi o skarbiec Labiryntu, ostateczna decyzje wyda Amon…

— Posag Amona w Tebach?…

— Tak.

Faraon pogardliwie machnal reka.

— Amon — rzekl — to Herhor i Mefres… ze oni nie zgodza sie, o tym wiem; ale tez nie my'sle dla uporu dwu ludzi po'swieca'c pa'nstwa.

— Myli sie wasza 'swiatobliwo's'c — odparl z powaga Sem. — Prawda, ze bardzo czesto posagi bog'ow robia to, czego chca ich arcykaplani, ale… nie zawsze!.. W naszych 'swiatyniach, panie, dzieja sie niekiedy rzeczy nadzwyczajne i tajemnicze… Posagi bog'ow niekiedy same robia i m'owia, co chca…

— W takim razie jestem spokojny — przerwal mu faraon. — Bogowie znaja stan pa'nstwa i czytaja w moim sercu… Chce, azeby Egipt byl szcze'sliwym, a poniewaz tylko do tego celu daze, wiec zaden madry i dobry b'og nie moze mi przeszkadza'c.

— Oby sprawdzily sie slowa waszej 'swiatobliwo'sci!.. — szepnal arcykaplan.

— Ty jeszcze chcesz mi co's powiedzie'c — rzekl Ramzes widzac, ze jego religijny zastepca ociaga sie z pozegnaniem.

— Tak jest, panie. Mam obowiazek przypomnie'c ci, ze kazdy faraon, zaraz po objeciu wladzy i pogrzebaniu swego poprzednika, musi pomy'sle'c o wzniesieniu dwu budowli: grobu dla siebie i 'swiatyni dla bog'ow.

— Ot'oz wla'snie! — zawolal pan. — Nieraz juz my'slalem o tym, ale nie majac pieniedzy nie 'spiesze sie z wydawaniem rozkaz'ow. Bo rozumiesz — dodal z ozywieniem — ze jezeli zbuduje co's, to co's wielkiego, co's co by kazalo Egiptowi niepredko zapomnie'c o mnie…


— Chcesz mie'c wasza 'swiatobliwo's'c piramide?…

— Nie. Nie zbuduje przecie wiekszej piramidy niz Cheopsa ani wiekszej 'swiatyni anizeli Amona w Tebach. Moje pa'nstwo jest za slabe do wykonywania dziel ogromnych… Musze wiec zrobi'c co's zupelnie nowego, gdyz powiem ci, ze nasze budowle juz mnie nudza.

Wszystkie sa podobne jak ludzie miedzy soba, a r'oznia sie jedna od drugiej chyba tylko wymiarami, jak czlowiek dorosly i dziecko.

— Wiec?… — zapytal 'zdziwiony arcykaplan.

— M'owilem z Grekiem Dionem, kt'ory jest u nas najznakomitszym architektem, i on pochwalil m'oj plan — ciagnal faraon. — Ot'oz na gr'ob dla siebie chce zbudowa'c wieze okragla, ze schodami zewnetrznymi, taka, jak byla w Babelu… Wzniose tez 'swiatynia nie dla Ozirisa lub Izydy, ale dla Jedynego Boga, w kt'orego wierza wszyscy: Egipcjanie, Chaldejczycy, Fenicjanie i Zydzi… Chce za's, aby 'swiatynia ta byla podobna do palacu kr'ola Assara, kt'orego model Sargon przywi'ozl mojemu ojcu…

Arcykaplan potrzasnal glowa.

— Wielkie to sa zamiary, panie m'oj — odparl — ale wykona'c ich nie mozna… Wieze babilo'nskie, z powodu swojej formy, sa nietrwale i latwo przewracaja sie; tymczasem nasze gmachy musza przetrwa'c wieki… 'Swiatyni Jedynemu Bogu stawia'c nie mozna, gdyz On nie potrzebuje ani odziezy, ani jadla, ani napoju, a caly 'swiat jest Jego mieszkaniem. Gdziez wiec 'swiatynia, kt'ora by Go pomie'scila, gdzie kaplan, kt'ory o'smielilby sie sklada'c Mu ofiary?…

— Ha, wiec zbudujemy przybytek dla Amona-Ra — wtracil faraon.

— Owszem, byle nie taki jak palac kr'ola Assara. Gdyz jest to gmach asyryjski, a nam, Egipcjanom, nie przystoi na'sladowa'c barbarzy'nc'ow…

— Nie rozumiem cie… — przerwal nieco rozdrazniony wladca.

— Wysluchaj mnie, panie nasz — m'owil Sem. — Przypatrz sie 'slimakom, z kt'orych kazdy ma inna skorupe: jeden zwinieta, ale plaska, drugi zwinieta a podluzna, jeszcze inny — podobna do pudelka… Tak samo kazdy nar'od buduje inne gmachy, zgodne z jego krwia i usposobieniem.

Racz takze pamieta'c, ze gmachy egipskie sa tak r'ozne od asyryjskich jak Egipcjanie od Asyryjczyk'ow.

U nas zasadniczym ksztaltem kazdego gmachu jest piramida 'scieta, najtrwalsza ze wszystkich form, jak Egipt jest najtrwalszym ze wszystkich pa'nstw. Za's u Asyryjczyk'ow zasadnicza forma jest sze'scian, kt'ory latwo psuje sie i ulega zniszczeniu.

Pyszny i lekkomy'slny Asyryjczyk stawia swoje sze'sciany jeden na drugim i buduje gmach wielopietrowy, pod kt'orego ciezarem usuwa sie ziemia. Pokorny za's i roztropny Egipcjanin ustawia swoje 'sciete piramidy jedna za druga. Tym sposobem u nas nic nie wisi w powietrzu, ale kazda cze's'c gmachu opiera sie na ziemi.

Stad wynika, ze nasze budowle sa dlugie i wiecznotrwale, asyryjskie — wysokie i kruche jak ich pa'nstwo, kt'ore dzi's szybko wznosi sie, a za pare wiek'ow zostana po nim tylko gruzy.

Asyryjczyk jest wrzaskliwym samochwalca, wiec w swoich budowlach wszystko wystawia na zewnatrz: kolumny, obrazy i rze'zby. Skromny za's Egipcjanin najpiekniejsze rze'zby i kolumny kryje wewnatrz 'swiaty'n, jak medrzec, kt'ory wzniosle my'sli, uczucia i pragnienia chowa w glebi serca, lecz nie ozdabia nimi swoich piersi i plec'ow. U nas wszystko, co piekne, jest ukryte, u nich wszystko robi sie na pokaz. Asyryjczyk, gdyby m'ogl, rozcialby sobie zoladek, azeby pokaza'c 'swiatu, jakie osobliwe jada potrawy…

— M'ow… m'ow dalej!.. — wtracil Ramzes.

— Niewiele zostaje mi do powiedzenia — ciagnal Sem. — Chce tylko jeszcze zwr'oci'c, panie, twoja uwage na og'olna forme naszych i asyryjskich gmach'ow.

Kiedy, bedac przed laty w Niniwie, przygladalem sie hardo wyskakujacym nad ziemie asyryjskim wiezom, zdawalo mi sie, ze to rozhukane konie, kt'ore zerwawszy wedzidla staja deba, ale — wnet upadna, jezeli jeszcze n'og sobie nie polamia.

Tymczasem spr'obuj, wasza 'swiatobliwo's'c, spojrze'c z takiego wzniesionego punktu na egipska 'swiatynie. Co ona przypomina?… Oto czlowieka, kt'ory modli sie lezac na ziemi.

Dwa pylony to dwie dlonie wzniesione ku niebu. Dwa mury opasujace dziedziniec — to ramiona. Sala „kolumn, czyli niebia'nska” — to glowa; komnaty: „boskiego objawienia” i „stol'ow ofiarnych” — to piersi, a tajemny przybytek boga — to serce poboznego Egipcjanina.

Nasza 'swiatynia uczy nas, jakimi by'c powinni'smy.

„Miej dlonie potezne jak pylony — m'owi do nas — a ramiona silne jak mury. Miej w glowie rozum tak obszerny i bogaty jak przysionek 'swiatyni, dusze czysta jak komnaty <> i <>, a w sercu miej boga — o Egipcjaninie!..” Za's asyryjskie gmachy przemawiaja do swego ludu: „Wspinaj sie nad ludzi, Asyryjczyku, zadzieraj glowe wyzej niz inni!.. Nie zdzialasz nic wielkiego na 'swiecie, ale przynajmniej zostawisz wiele gruz'ow…”

Mialzeby's, panie, odwage — zako'nczyl arcykaplan — wznosi'c u nas budowle asyryjskie, na'sladowa'c nar'od, kt'orym Egipt brzydzi sie i pogardza?…

Ramzes zamy'slil sie. Pomimo wykladu Sema i teraz sadzil, ze jednak palace asyryjskie sa piekniejsze od egipskich. Ale tak nienawidzil Asyryjczyk'ow, ze jego serce poczelo sie chwia'c.

— W takim razie — odparl — zaczekam z budowa 'swiatyni i mego grobu. Wy za's medrcy, kt'orzy jeste'scie mi zyczliwi, obmy'slcie plany takich gmach'ow, kt'ore by imie moje przekazaly najdalszym pokoleniom.

„Nieludzka duma wypelnia dusze tego mlodzie'nca!..” — rzekl do siebie arcykaplan i smutny pozegnal faraona.


ROZDZIA L DZIEWIATY | Faraon | ROZDZIA L JEDENASTY